Opowiadanie, które znajdziecie w dalszej części naszego serwisu, powstało za sprawą pewnego komara. Bzyczący owad usiadł na klawiaturze mojego laptopa akurat wtedy, gdy zamierzałem napisać pierwszy rozdział drugiej części książeczki „Zdrowolubek i niesforne PluszaWki”.  Posłuchajcie całej historii.

                                                    

Nauczyciel tańca, który pisze książki dla dzieci

Odkąd pamiętam, moim żywiołem był taniec. Tysiące godzin spędzonych na parkiecie raczej mnie uskrzydlały, aniżeli męczyły. Dziesięć lat bycia tancerzem i trzydzieści nauczycielem tańca minęło jak z bicza strzelił. To prawdziwe szczęście móc spełniać swoje marzenia, czuć w żyłach muzykę, wyrażać ją ruchem ciała, przeżywać turniejowe emocje, cieszyć się brawami publiczności. Powiem Wam jeszcze, że lata dziecięce spędziłem w krainie wyobraźni, słuchając fascynujących opowiadań mojej babci i mieszkając dosłownie w sali kinowej (nic dziwnego - moi dziadkowie byli pracownikami kina). Teraz już rozumiecie, dlaczego któregoś dnia zapragnąłem uczestniczyć w życiu dzieci nie tylko jako nauczyciel tańca, ale również jako autor książek.

Pewnego wieczoru, gdy skończyłem pisać początkowy rozdział mojej pierwszej książeczki, przez okno balkonowe zobaczyłem, że wśród rosnących pod blokiem drzew migają cienie jakiś małych stworzeń. Wyobraźcie sobie, że spod balkonu machali do mnie krecik i myszka, bohaterowie mojej ulubionej bajki z lat dziecięcych.

- W końcu wróciłeś! - Usłyszałem głos krecika.

- Długo musieliśmy na ciebie czekać - powiedziała myszka.

- Najważniejsze, że znowu jesteś z nami. Jutro wpadniemy na dłuższą pogawędkę - dorzucił krecik.

Tak to się zaczęło. Wkrótce różne zwierzęta i postaci z bajek zaczęły pojawiać się również na balkonie, a nawet zaglądać do pokoju. Czasem jedliśmy razem kolację, innym razem przy herbacie słuchałem ich opowiadań. Było ich tyle, że wystarczyłoby na treść niejednej książki dla dzieci.

Któregoś wieczoru, gdy jak zwykle czekałem na przybycie moich bajkowych przyjaciół, dostrzegłem, że po klawiaturze laptopa przechadza się komar. Odruchowo wyciągnąłem rękę, chcąc pacnąć nią owada - to jasne, obawiałem się, że ten krwiopijca zaraz mnie zaatakuje - ale w ostatniej chwili cofnąłem dłoń. Zastanowiło mnie, że nieproszony gość w ogóle się mną nie interesował. Dostojnie spacerował po klawiszach, a potem przeszedł na brzeg ekranu. Oglądał wszystko uważnie, jakby zwiedzał ciekawe miejsca na turystycznym szlaku.

Wtedy przyszło natchnienie. To on będzie bohaterem następnego rozdziału! Nie zwlekając, włączyłem laptop i zabrałem się do pracy. Zwykle napisanie jednego rozdziału zajmowało mi dużo więcej czasu. Tym razem tekst układał się sam. Po dwóch godzinach postawiłem ostatnią kropkę. Gdy zadowolony podniosłem głowę znad klawiatury, napotkałem rozbawiony wzrok komara.

- Fajna historyjka - odezwał się owad. - Zupełnie jakbyś pisał o mnie. Mam na imię Lulek.

Puknąłem się w czoło. Faktycznie, mógłby być tym komarem z autobusu, którym jechały maskotki! Wystarczy tylko zmienić imię. Wziąłem do ręki mysz i paroma kliknięciami zmieniłem imię komara w opowiadaniu. Mój nowy znajomy aż podskoczył z radości, gdy to zobaczył.

- Lulek. Nawet fajnie brzmi - powiedziałem do siebie.

        - Bzzz… Dziękuję! - Usłyszałem nad uchem.

Skąd mogłem wtedy przypuszczać, że to krótkie spotkanie z niecodziennym gościem nie będzie jedynym.

KONIEC